środa, 5 marca 2014

"The Walking Dead - Żywe Trupy: Narodziny Gubernatora" - Robert Kirkman, Jay Bonansinga (recenzja)


Tytuł: The Walking Dead - Żywe Trupy: Narodziny Gubernatora
Autor: Robert Kirkman, Jay Bonansinga
Wydawnictwo: Wydawnictwo SQN
Ilość stron: 364
Rok wydania: 2011 
Moja ocena: 4/6 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

"The Walking Dead - Żywe Trupy: Narodziny Gubernatora" jest to książka autorstwa Roberta Kirkmana - scenarzysty kultowego już serialu The Walking Dead, oraz Jay Bonansinga - amerykańskiego pisarza, który całość obrał w piękne słówka.

Akcja powieści rozpoczyna się jakiś tydzień po wybuchu epidemii zombie. Grupka przyjaciół, składająca się z czterech mężczyzn oraz małej dziewczynki, próbuje przedostać się do obozu dla uchodźców w Atlancie. Po drodze spotykają ich liczne przygody i przeciwności losu głównie związane z brakiem zapasów, atakami hord nieumarłych a także bandytów.
 

Bohaterowie nigdzie nie potrafią "zagrzać miejsca na dłużej". Przemierzają spustoszone zarazą amerykańskie miasta i miasteczka. Liderem grupy jest Philip Blake. Entuzjastyczny, bezprecedensowy przywódca, który trzyma wszystkich w ryzach. Dlaczego stał się takim człowiekiem? Być może przez prześladujące go "piętno przeszłości" o którym nie może zapomnieć, a być może również przez wszechobecną apokalipsę i patowość sytuacji. Jedyny wpływ na jego "serce z kamienia" ma kilkuletnia córka Penny. To jedyna bliska mu osoba, pomimo tego, iż towarzyszy mu rodzony brat Brian. Tego ostatniego traktuje jak "popychadło" i "chłopca na posyłki". Los bywa jednak bardzo przewrotny co pokaże nam zakończenie książki :-)
 
Jeśli chodzi o sam język i styl książki. Wszystko pomimo horrorystyczno-fantastycznej oprawy jest dosyć "przyziemne". Nie ma miejsca na "owijanie w bawełnę" czy "słodzenie". Język jest brutalny, wulgarny, nie brak tutaj krwawych opisów rzezi ludzi oraz zombie jak również szczegółowych ekscesów seksualnych. Opisane relacje międzyludzkie są całkiem zwyczajne, lecz również często zupełnie wypaczone z jakiegokolwiek człowieczeństwa, wręcz bestialskie. Krótko pisząc nie sposób się nudzić. Sporo jest zaskakujących zwrotów akcji, gdzie "nie wszystko co białe jest białe, a co czarne jest czarne".
 
Kolejną kwestią którą chciałbym omówić jest tłumaczenie. Podczas lektury można się natknąć na mnóstwo literówek oraz błędów językowych, które aż rażą w oczy! Jedynym usprawiedliwieniem tej sytuacji może być to, iż wydawnictwo SQN wypuściło książkę dosyć szybko po światowej premierze (miesiąc później). Jak widać pośpiech jest kiepskim doradcą i lepiej poświęcić nieco czasu na korektę tekstu dla komfortu i pełnego zadowolenia czytelników. Na szczęście fabuła działa na tyle pozytywnie, że w kontekście całkowitej oceny można przymknąć oko, na ten drobny "defekt", którym jest tłumaczenie.
 
Podsumowując: "Żywe Trupy: Narodziny Gubernatora" to literatura, którą mogę polecić starszym czytelnikom (przede wszystkim ze względu na brutalność i wulgarność, która występuje przez większość książki). Jest to wyrazista opowieść, pełna nagłych zwrotów akcji, trzymająca czytelnika w nieustannym napięciu. Sądzę, że dla kogoś kto lubi poczuć dreszczyk emocji, będzie to idealna lektura do poduszki! :-)

3 komentarze:

  1. Czytałam obie części i po prostu... Druga jest dużo lepsza :) A wulgarności to naprawdę jest o wiele za dużo - chociaż może to pokazuje ogólny obraz sytuacji.. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Kyou zgadzam się z Tobą, "Droga do Woodbury" dużo lepsza :) Jednak nie będę się tutaj zbytnio rozpisywał na jej temat. Dziś wieczorem opublikuję recenzję, więc jeśli ktokolwiek jest ciekawy mojej opinii to zapraszam po 22 :-

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyka to nie moja bajka, ale nigdy nie mówię nigdy, może kiedyś, dzięki Twoim recenzjom, zacznę częściej po nią sięgać i stanie mi się bliższa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń